środa, 29 sierpnia 2012

Epilog

Cassie...
  Wyskoczyłam z samochodu i nie patrząc na Joe, wbiegłam do domu. Zatrzasnęłam drzwi i wpadłam do salonu. Dopiero tam zatrzymałam się wzruszona widokiem moich sióstr. Vivi płakała jak małe dziecko, przytulając się jak miś koala do Travisa, - wątpię czy by go puściła, nawet jakby wstał - a Vicky krążyła po pokoju, wyłamując sobie ręce. Zatrzymała się jednak natychmiast na mój widok i dłuższy czas przyglądałyśmy się sobie. Vivi zaś, kiedy tylko mnie ujrzała odskoczyła od chłopaka, by przytulić mnie w podobny sposób co wcześniej jego. Przewaliłam się na fotel obok, śmiejąc razem z nią. 
  - Ty żyjesz! Żyjesz! Żyjesz! Żyjesz! - wrzeszczała na zmianę śmiejąc się i płacząc. Po chwili puściła mnie, przyglądając mi się badawczo. - Czy tylko ja ją widzę? - spytała z przerażeniem, dotykając palcem mojego policzka.
  Wszyscy wybuchnęli na to śmiechem. 
   Vicky podeszła do mnie niepewnie, gryząc z nerwów wargę. 
  - Cassie ja.. - Spuściła wzrok, czerwieniąc się. - Ja... Przepraszam cię. - Vic wybuchła płaczem. Pierwszy raz widziałam jak płaczę. Zaniemówiłam. Nawet Vivi przestała z siebie wydawać niecenzurowane dźwięki i patrzyła na siostrę w pokorze. - Wybacz mi, Cassie... Byłam chamska... Kazałm ci dokonać bardzo trudnego wyboru, ale... Ale... Widzę, ze wyszłaś z niego po mistrzowsku. Tak cię przepraszam! 
  Dalej wpatrując się w nią jak urzeczona, "zdjęłam" z siebie Vivi i sadząc ją w fotelu, przytuliłam siostrę. Sama ze wzruszenia zaczęłam płakać.
  - Vicky.. Tak za tobą tęskniłam! Ja tez cię przepraszam! tak bardzo... Och, Vicky! - wychlipałam. 
  Victoria pociągła nosem i leciutko mnie od siebie odsunęła. Uśmiechała się poprzez łzy, które powoli zaczęły wysychać na jej bladych policzkach. Chyba nie przespała parę nocy. 
  - Jeśli mogę spytać... - zaczęła niepewnie Vivi. - Kto cie porwał? 
  Ze zdumieniem spojrzałam najpierw na Vic, potem na Travisa. 
  - Ty nic nie wiesz... - wyszeptałam. Jeszcze raz przytuliłam Vicky i złapałam Vivi za rękę. Następnie podeszłam do Travisa i jego wzięłam za dłoń. - Chyba musicie sobie coś wyjaśnić... 
  Mężczyzna spuścił głowę, a Vivi znów zaczęła płakać. I znowu zaczęła się śmiać. A potem wlazła Travisowi na kolana, jak kociak i przytuliła się do niego. 
  - Przepraszam! - wyszeptała.
  Trav nieco zaskoczony, niepewnie objął  dziewczynę. Potem podniósł się razem z Vivi, która oplotła go w biodrach nogami i powiedział: 
  - Nie, to ja przepraszam. Muszę ci wszystko wytłumaczyć. Zbyt długo kłamałem... - A następnie wyszedł razem z rudowłosą, która cały czas na zmianę płakała i śmiała się. 
  Kilka tygodni potem....
  Ziewnęłam przeciągle i wtuliłam się w Marka, głowę chowając tak, by nie przeszkadzały mi promienie słoneczne. Poczułam jak Mark porusza się i obejmuje mnie w talii, całując w czubek głowy. A po chwili znów wydał z siebie chrapnięcie i zasnął. 
  Wyjechaliśmy. Do Anglii, jak najdalej od tego wszystkiego. Vivi i Travis zaręczyli się, a Ian przejął interesy ojca. Teraz to on był szefem tej całej agencji. Vicky nieco bardziej przychylnym okiem parzyła na jego zaloty. Z dziewczynami starałam się rozmawiać codziennie, choćby to przez skype czy komórkę. 
  Z Markiem mieszkaliśmy w Oxford, w wielkiej willi. Żadne z nas nie poruszało tematu terroryzmu od ubiegłych wydarzeń. 
  Goliat zginął. Taylor zrezygnowała z tego "zawodu" i obecnie wygrzewa się na plażach. Mark nadal utrzymuje z nią kontakt, a ja... Prawdę mówiąc nie przepadamy w dalszym ciągu za sobą, mimo, iż jestem jej niezwykle wdzięczna za okazaną pomoc. Joe pomaga Ianowi w robocie. Kontaktujemy się głównie tylko przez skype, Mark niezbyt przychylnie spogląda na wyjazd do Los Angeles. 
  A Mars nie żyje. Podobno zabiła go Tay, ale ona sama milczy na ten temat. 
  Mocniej wtuliłam się w Marka, uśmiechając lekko do siebie.
  Jeszcze trzy tygodnie temu nie pomyślałabym, że gdzieś tam czeka na mnie Mark i nasze wspólne życie. 
__________________________
 Od Akwamaryn: Szybko minął ten czas na tym blogu. No dla was może nie, ale ja razem z Boddie tak szybko pisałyśmy rozdziały, że już 20 marca skończyłyśmy. Tak właśnie 20 marca! Czy się cieszę, ze kończymy? Nie wiem... Chyba po części tak. Pisanie tego bloga było czystą przyjemnością, ale jednak się cieszę. Akcja się ciągnęła i ciągnęła, ale dobrnęłyśmy do końca! Chciałam wam wszystkim podziękować za ciepłe komentarze i słowa wsparcia. Miałam taki mały moment o którym Boddie nie wie więc cicho sza! W którym miałam problemy... Ale wytrwale pisałam... Za swoją pomoc chciałam niezmiernie podziękować Jemi... No i oczywiście! Dziękuję ci Boddie! Koniec nadszedł tak niespodziewanie, ze prawie zapomniałam! Byłaś świetna! A twoje wściekłości na mojego brata i siostrę kiedy mnie gonili od komputera na zawsze utkwią mi w pamięci. Dobra rozpisałam się! Koniec! Kropka! Teraz Boddie!
Od Boddie: Miałaś taki moment?! I nie powiedziałaś?! ;`( No wiesz, pewnie znając mnie jeszcze naciskałam :`(. Bo ja zawsze naciskam!...Telepatycznie też!... Ale co do bloga...mi również straasznie szybko minął ten czas na blogu... Nie minęły chyba 3 tygodnie [ może 4 - jestem kiepska z matmy..xd], a my "kończymy bloga". No, może nie dosłownie, bo u Was w tym dniu jest 6 rozdział ;P To mój pierwszy blog wspólny, ale na pewno bardzo udany ;). Przyznam szczerze, że smutno mi, iż  już skończyłyśmy... Bardzo przyjemnie mi się go pisało ; P. Chciałabym podziękować przede wszystkim Wam - którzy komentowali i czytali tego bloga i oczywiście Akwamaryn! I Ty również byłaś świetny ;D Bardzo fajnie mi się z Tobą pisało :) W ogóle Wam wszystkim bardzo dziękuje z Akwamaryn na czele! ;D ; *