Mark...
Zamarłem w bezruchu słysząc słowa Vicky. Nie sądziłem, że aż tak bardzo zależy jej na tym by nas, a zwłaszcza mnie zniszczyć. Cass stała z zmarszczonym czołem i wściekłą miną. Nie wyglądała na zadowoloną.
-Jak możesz mnie stawiać w takiej sytuacji!?-wybuchła wreszcie i odsunęła się od siostry. Po Vicky nie widziałem żadnego zaskoczenia jakby wiedziała, że Cassie pojedzie z nią.
-Robię to dla twojego dobra.-powiedziała wkładając ręce do kieszeni i zerkając na Vivi.
-Chyba tylko po to bym cierpiała!-Cass cały czas mówiła podniesionym głosem, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Vicky spojrzała na mnie z ironicznym uśmieszkiem po czym odwróciła się do nas tyłem i ciągnąc za sobą Vivi odeszła. Przez dłuższą chwilę dziewczyna ani drgnęła. Stała wpatrzona przed siebie z łzami w oczach. Nie mogłem nic na to poradzić. Spojrzałem na Marsa, który z uśmiechem na twarzy mi się przyglądał. Postukał palcem w zegarek, a ja machnąłem nakazując mu zjeżdżać. I tak nie mogłem mu teraz zapłacić. Podszedłem bliżej Cass i przytuliłam ją do siebie. Nie wiem czy tego potrzebowała, nie byłem dobry w tych czułościach.
-Spokojnie...-powiedziałem gdy zaciągnęła się szlochem i pocałowałem ją w czoło.- Przykro mi...-powiedziałem, ale myślami byłem gdzie indziej. Nie miałem pojęcia jak jej powiem czym się zajmuję w życiu.
-Jak ona mogła...-wymamrotała blondynka przez zęby spoglądając w stronę skąd biegła do nas Joe.
-Gdzie Mars!? Co ty narobiłeś?! On się tu już nie zjawi!-krzyczała zaciskając dłonie w pięści.Szybko zerknęła na Cassie, ale jej załamanie nie zrobiło na niej większego wrażenia. Zawsze gdy miała napady furii musiała na kimś się wyżyć i przeważnie byłem to ja. Westchnąłem cicho i spojrzałem na nią z pod byka.
-Mam ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się Marsem.-powiedziałem i wiedziałem, że już popełniłem błąd.
-Czyli ona jest ważniejsza ode mnie?! Ile ty ją znasz?!- w oczach Joe widziałem jak zbierały się łzy. Cass stała z boku nie odzywając się.
-Wystarczają co długo! Jeo jesteśmy przyjaciółmi, ale nie muszę rozwiązywać twoich problemów.-powiedziałem nieco spokojniej, a ona zacisnęła dłonie w pięści. Przypatrywała się Cassie z obrzydzeniem i niechęcią za co byłem nią ogromnie zawiedziony.
-Moich?-spytała zaciskając zęby tak, że słowa ledwo co były wyłapywalne.-To ty chciałeś podlizać się ojcu! Ty chciałeś tę sprawę!- za plecami usłyszałem ciche pytanie Cass ,,Jaką sprawę?'', ale ignorując to spojrzałem Joe w oczy. Uderzyła mnie w twarz i wychodząc zaczęła klnąć. Zamknąłem oczy by się uspokoić. Nie chciałem wybuchać przy Cass, tylko bym ją wystraszył.
-Mark... Ręce ci się trzęsą.-powiedziała cicho odsuwając się o krok. I właśnie takiej reakcji się bałem.
-Spokojnie...-powiedziałem gdy zaciągnęła się szlochem i pocałowałem ją w czoło.- Przykro mi...-powiedziałem, ale myślami byłem gdzie indziej. Nie miałem pojęcia jak jej powiem czym się zajmuję w życiu.
-Jak ona mogła...-wymamrotała blondynka przez zęby spoglądając w stronę skąd biegła do nas Joe.
-Gdzie Mars!? Co ty narobiłeś?! On się tu już nie zjawi!-krzyczała zaciskając dłonie w pięści.Szybko zerknęła na Cassie, ale jej załamanie nie zrobiło na niej większego wrażenia. Zawsze gdy miała napady furii musiała na kimś się wyżyć i przeważnie byłem to ja. Westchnąłem cicho i spojrzałem na nią z pod byka.
-Mam ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się Marsem.-powiedziałem i wiedziałem, że już popełniłem błąd.
-Czyli ona jest ważniejsza ode mnie?! Ile ty ją znasz?!- w oczach Joe widziałem jak zbierały się łzy. Cass stała z boku nie odzywając się.
-Wystarczają co długo! Jeo jesteśmy przyjaciółmi, ale nie muszę rozwiązywać twoich problemów.-powiedziałem nieco spokojniej, a ona zacisnęła dłonie w pięści. Przypatrywała się Cassie z obrzydzeniem i niechęcią za co byłem nią ogromnie zawiedziony.
-Moich?-spytała zaciskając zęby tak, że słowa ledwo co były wyłapywalne.-To ty chciałeś podlizać się ojcu! Ty chciałeś tę sprawę!- za plecami usłyszałem ciche pytanie Cass ,,Jaką sprawę?'', ale ignorując to spojrzałem Joe w oczy. Uderzyła mnie w twarz i wychodząc zaczęła klnąć. Zamknąłem oczy by się uspokoić. Nie chciałem wybuchać przy Cass, tylko bym ją wystraszył.
-Mark... Ręce ci się trzęsą.-powiedziała cicho odsuwając się o krok. I właśnie takiej reakcji się bałem.
***
Siedzieliśmy w domu u Cassie i rozmawialiśmy na błahe sprawy. Wiedziałem, że w końcu będę musiał porozmawiać z Joe i pogodzić się, ale to chciałem zrobić później. teraz musiałem wyjawić Cass prawdę co było o wiele trudniejsze.
-Tam na lotnisku... Powiedziałem, że wszystko mi wyjaśnisz...-powiedziała niepewnie Cass zaczynając temat. Usiadłem po turecku naprzeciw niej i złapałem za jej dłoń.
-Wiem, ale widzisz to nie jest takie łatwe...-powiedziałem jeżdżąc palcem po wewnętrznej stronie jej dłoni. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie chcąc podnieść mnie na duchu. Tak samo robiła gdy mówiłem jej, że nie możemy się więcej spotykać.
-Hah... To chyba nic strasznego. Przecież nikogo nie zabiłeś.-powiedziała z szerokim uśmiechem, a mi w ogóle nie było do śmiechu. Miałem twarz jak z kamienia i wpatrywałem się w jej niebieskie tęczówki. Dziewczyna nie widząc z mojej strony żadnego wesołego wyrazu twarzy spoważniała.-Mark...-powiedziała cicho i przysunęła się bliżej. Te słowa były tek trudne do wypowiedzenia...
-Zabiłem ludzi... Nawet nie wiesz ilu...-powiedziałem cicho, a ona ani drgnęła jakby tego nie usłyszała.- Jestem mordercą...-powiedziałem głośniej i zastanowiłem się czy nie myśli sobie teraz przypadkiem, że lepiej było by wyjechać z siostrami?-Jestem gangsterem...-po długiej ciszy odezwałem się kolejny raz.- Cass powiedz coś...-wymamrotałem i patrzałem w jej smutne oczy.
______________
Od Akwamaryn: Muszę powiedzieć, że rozdział mi się podoba. Opornie idzie nam to pisanie... Tak mi się wydaje. Akcja stoi w miejscu, ale postaramy się ruszyć do przodu.
-Hah... To chyba nic strasznego. Przecież nikogo nie zabiłeś.-powiedziała z szerokim uśmiechem, a mi w ogóle nie było do śmiechu. Miałem twarz jak z kamienia i wpatrywałem się w jej niebieskie tęczówki. Dziewczyna nie widząc z mojej strony żadnego wesołego wyrazu twarzy spoważniała.-Mark...-powiedziała cicho i przysunęła się bliżej. Te słowa były tek trudne do wypowiedzenia...
-Zabiłem ludzi... Nawet nie wiesz ilu...-powiedziałem cicho, a ona ani drgnęła jakby tego nie usłyszała.- Jestem mordercą...-powiedziałem głośniej i zastanowiłem się czy nie myśli sobie teraz przypadkiem, że lepiej było by wyjechać z siostrami?-Jestem gangsterem...-po długiej ciszy odezwałem się kolejny raz.- Cass powiedz coś...-wymamrotałem i patrzałem w jej smutne oczy.
______________
Od Akwamaryn: Muszę powiedzieć, że rozdział mi się podoba. Opornie idzie nam to pisanie... Tak mi się wydaje. Akcja stoi w miejscu, ale postaramy się ruszyć do przodu.