Cassie...
Usiadłam na walizce i jeszcze raz spróbowałam ją zamknąć - na marne. Walizka ani trochę nie chciała się dopiąć, zamek przesunął się może ledwo o cm.Westchnęłam ciężko, poddając się. Będę musiała się chyba pozbyć pewnej części mojej garderoby, pomyślałam ze złością pacząc na walizkę. W tym samym momencie usłyszałam ciche pukanie do moich drzwi. Beznamiętnie zawołałam " Proszę", grzebiąc w torbie. Do pokoju weszła Vicky, na progu kładąc swoją walizkę.
- Kiedy jedziemy? - spytała, przysiadając się na brzegu łóżka.
- Jutro. - odparłam przenosząc wzrok z torby na siostrę.
Wróciła zdenerwowana. I przerażona. Z żadną z nas nie chciała rozmawiać, szemrała tylko coś do siebie. Po godzinie dopiero wyszła, przytuliła nas obie, ale nadal wyglądała na przestraszoną. Zwłaszcza Vivi tuliła, jakby ta ledwo co umknęła śmierci. Nie pytałyśmy jej o nic, bo wiedziałyśmy co odpowie.. " Ależ nic mi nie jest, głuptasy!". Nie wnikałyśmy.
Teraz, gdy usłyszała o mojej decyzji, jakby się odprężyła. Uśmiechała się już nie sztucznie, lecz prawdziwie z taką ulgą jak... Nie, tego nie da się do niczego porównać.
- Wyglądasz na złą... Stało się coś? - zapytała Vicky, opadając na łóżko.
Westchnęłam.
- Wlizka. - powiedziałam. Vic zaśmiała się głośno, podnosząc się z łóżka i siadając na torbie. Pokręciłam głową i otworzyłam usta, by powiedziec, ze próbowałam, ale ta uprzedziła mnie:
- Jestem cięższa. Pode mną się zamknie.
Bez słowa chwyciłam za zamek i pociągnęła. Najpierw stawiał opór, lecz już po chwili stała zamknięta.
- Dziękuje - powiedziałam z wdzięcznością, chwytając za ucho torby i sadzając na na ziemi - obok walizki Vic.
- Nie ma za co. - Siostra machnęła lekceważąco ręką. - Nie widziałaś Vivi?
Pokręciłam głową i już sięgnęłam ręka po komórkę, gdy jedna myśl - ale za to ważna - przecięła mój umysł jak błyskawica.
- Ale chyba się domyślam... - odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem, złapałam za wiatrówkę, włożyłam na nogi buty i wyszłam z domu, zostawiając zdziwioną Vic na środku korytarza. Przypuszczam, ze jeśli przez chwile gapiła się za mną, nim poszła by dalej przygotowywać się do wyjazdu.
Wsiadłam w czarne Volvo,odpaliłam silnik i już po chwili pędziłam szosą w stronę pobliskiego lasu.
Wyjeżdżamy, pomyślałam nagle. Wiedziałam to od kilku godzin, ale jakby dopiero teraz zrozumiałam. Na stałe.. Do Afryki, do Egiptu. Ze wzruszeniem paczyłam przez okno, na znajome drzewa, domy, sklepy, a nawet niektórych ludzie. Nigdy ich nie zobaczę, pomyślałam ze wzruszeniem i poczułam łzy zbierające się w oczach. Szybko się otrząsnęłam, chwyciłam mocniej kierownice i skupiłam się na drodze. Przecież tego chciałam! Sama to zaproponowałam.. Miało mnie to odciągnąć od M... od przeszłości... Nie mogę się teraz rozklejać! - myślałam wojowniczko, skręcając w drogę przy lesie.
Wyszłam z samochodu, zamknęłam go i weszłam w zagajnik.
Vivi miała z Travisem takie ulubione miejsce... Malutkie jeziorko, otoczone gąszczem kwiatów. Rudowłosa uwielbiała tam spędzać czasu. Pewnie poszła się z nim pożegnać, powiedziałam w myślach.
Problem w tym, że nie znałam do niego drogi. Słyszałam o nim z opowieści siostry, ale ona nigdy nie wyjawiła mi gdzie się ono znajduje. A więc będę nawoływać, pomyślałam.
Już otworzyłam usta by krzyknąc, gdy zobaczyłam..
Przełknęłam ślinę, a serce zaczęło wyrywac mi się z piersi.
Mark! - wykrzyknęłam w myślach. - To naprawdę on, nie wierzę.. Mark!
Miałam ochotę podbiec do niego i przytulic, lecz powstrzymałam się. On nie chce mnie widzieć. A więc ja też... - myślałam-... muszę chociaż sprawiać takie wrażenie.
Spojrzałam na niego z ukosa i z bólem spostrzegłam, że odwrócił się do mnie tyłem.Natychmiast zrobiłam to samo i nagle z przerażeniem odkryłam, że nie pamiętałam po co w ogóle tu przyjechałam. Liczył się tylko on... Przełknęłam ślinę, udając, ze szukam czegoś w zaroślach - żebym chociaż miała pozory. Super, pomyślałam z gniewem, Ma... Marcin* weźmie mnie jeszcze za jakaś psycholkę co go śledzi...
Podnosiłam głowę, słysząc ryk motoru. Rzeczywiście, do lasu, a raczej do Ma.. Marcina zbliżał się jakiś motor. Z uwagą przyjrzałam się mężczyźnie siedzącym na nim. Nie widziałam go dokładnie, lecz mogłam stwierdzić, ze jest wysportowany i umięśniony.
Mężczyzna zatrzymał się przy Marcinie, zszedł z motoru, przyjrzał się mu uważnie, po czym przeniósł wzrok na mnie. Nieśmiało uśmiechnęłam się, lecz zaraz natrafiłam na spojrzenie Ma.. Marcina. Zagryzłam wargę, nerwowo bawiąc się dłońmi. Mężczyzna był bardzo przystojny. Czarne włosy opadały mu na brązowe oczy, patrzące na mnie z... pożądaniem? Nie potrafiłam określić. Uśmiechnął się do mnie szeroko, za co Marcin od razu go popchnął w tył. Wystarszona podskoczyłam lekko, nie wiedząc co się za chwile stanie.
- Ładną dupeczkę przyprowadziłeś... - powiedział szatyn. Zmrużyłam oczy ze złości. W jednej chwili zdążyłam znienawidzić mężczyznę.
- Nie przyprowadziłem jej...- Marcin zmarszczył czoło, lecz po chwili pokręcił głową. A więc właśnie stwierdził, ze jestem psycholką zabujaną w nim na tyle, by szwendać się za nim po lesie, pomyślałam z rozpaczą.
- Przejdźmy do rzeczy. Nie mogę wam powiedzieć gdzie dokładnie znajduje się nasza krypta... Jedynie nasze najbliższe plany, ale i to kosztuje. - Szatyn oblizał się patrząc na mnie. - Nie potrzebuję kasy... Starszy, że pozwolisz mi spędzić jedną noc w towarzystwie tej damy...
Spojrzałam na niego z ukosa i z bólem spostrzegłam, że odwrócił się do mnie tyłem.Natychmiast zrobiłam to samo i nagle z przerażeniem odkryłam, że nie pamiętałam po co w ogóle tu przyjechałam. Liczył się tylko on... Przełknęłam ślinę, udając, ze szukam czegoś w zaroślach - żebym chociaż miała pozory. Super, pomyślałam z gniewem, Ma... Marcin* weźmie mnie jeszcze za jakaś psycholkę co go śledzi...
Podnosiłam głowę, słysząc ryk motoru. Rzeczywiście, do lasu, a raczej do Ma.. Marcina zbliżał się jakiś motor. Z uwagą przyjrzałam się mężczyźnie siedzącym na nim. Nie widziałam go dokładnie, lecz mogłam stwierdzić, ze jest wysportowany i umięśniony.
Mężczyzna zatrzymał się przy Marcinie, zszedł z motoru, przyjrzał się mu uważnie, po czym przeniósł wzrok na mnie. Nieśmiało uśmiechnęłam się, lecz zaraz natrafiłam na spojrzenie Ma.. Marcina. Zagryzłam wargę, nerwowo bawiąc się dłońmi. Mężczyzna był bardzo przystojny. Czarne włosy opadały mu na brązowe oczy, patrzące na mnie z... pożądaniem? Nie potrafiłam określić. Uśmiechnął się do mnie szeroko, za co Marcin od razu go popchnął w tył. Wystarszona podskoczyłam lekko, nie wiedząc co się za chwile stanie.
- Ładną dupeczkę przyprowadziłeś... - powiedział szatyn. Zmrużyłam oczy ze złości. W jednej chwili zdążyłam znienawidzić mężczyznę.
- Nie przyprowadziłem jej...- Marcin zmarszczył czoło, lecz po chwili pokręcił głową. A więc właśnie stwierdził, ze jestem psycholką zabujaną w nim na tyle, by szwendać się za nim po lesie, pomyślałam z rozpaczą.
- Przejdźmy do rzeczy. Nie mogę wam powiedzieć gdzie dokładnie znajduje się nasza krypta... Jedynie nasze najbliższe plany, ale i to kosztuje. - Szatyn oblizał się patrząc na mnie. - Nie potrzebuję kasy... Starszy, że pozwolisz mi spędzić jedną noc w towarzystwie tej damy...
Jeszcze chwila i podejdę do niego, by dac mu w psyk, pomyślałam rozwścieczona. Lecz zaraz dotarło do mnie coś innego... " Pozwolisz mi".... A więc ten mężczyzna brał mnie za jakaś... rzecz Marcina? A gdyby Marcin się zgodził... nie sądzę bym pobiła dwóch taki. Ba, nie sądzę czy bym dała rady jednemu takiemu. Wszystko zależy od Marcina, pomyślałam z przestrachem patrząc na blondyna niemal błagalnie.
Nie potrafiłam się powstrzymać od uśmiechu, gdy Marcin przywalił szatynowi w twarz, łapiąc za ubrania.
- Uważaj o kim mówisz... Jedyne na co możesz liczyć to kasa, a jeśli ja tkniesz dostaniesz kulkę w łeb. Zrozumiał? - powiedział Marcin. Miałam ochotę go za to przytulic i tylko jakimś cudem się powstrzymałam.- Wpadnę do was jutro. - odrzekł szatyn, wsiadając na motor.
- Lepiej nie. Spotkajmy się na lotnisku. Zamieszanie, tłok... Będzie można porozmawiać na neutralnym gruncie. - odpowiedział Marcin. Zaciekawiona, nieznacznie przysunęłam się bliżej. O co chodziło? Nagle do głowy przyszło mi jeszcze coś...
Czy Marcin właśnie dlatego ze mna... Zerwał? Wściekłam się. Miałam ochotę mu przywalić, ale po zobaczeniu tego, jak uderzył szatyna, odeszła mnie ta ochota.
Tymczasem mężczyźni ustalili godziny, a szatyn odjechał. Marcin właśnie wsiadał na motor.
Bez zastanowienia podeszłam do niego i krzyknęłam:
- Co ty kombinujesz?! I czemu go uderzyłeś?!
Marcin spojrzał na mnie z zaciętością.
- Wolałabyś się z nim przespać? - spytał, unosząc do góry jedna brew.
Zarumieniłam się. Głupie pytanie, ochrzaniłam się w myślach. Zacisnęłam dłonie w pięści ze złości.
- Nie. Oczywiście, że nie! Ale kto to jest?!
Mężczyzna zmrużył oczy.
- Nie twój interes - odpowiedział ostro.
- A więc to coś bardzo ważnego - stwierdziłam. Marcin spojrzał na mnie podejrzliwie, po czym odpwiedzial obojętnie:
- Nie, skąd ten pomysł?
- Bo gdyby to nie było ważne, powiedziałbyś mi. Kto to jest? - ponowiłam pytanie. Tym razem odpowiedział.
- Mars... Mars Evans. Starczy?
Mars Evans... Zapamiętać, pomyślałam. Pokręciłam głową.
- A o co chodziło? - zapytałam, kładąc dłonie na kierownicy. Bałam się, ze odjedzie.
Blondyn westchnął.
- To moje życie, nie wtrącaj się... - powiedział zacięcie. Zabrał swoje ręce z kierownicy, co mnie zabolało. Aż tak jestem odrażająca?
- Powiesz mi ty... Albo Mars. - powiedziałam mrużąc oczy.
Marcin zacisnął dłonie w pięści, oddychając płytko. Był wściekły. Bardzo wściekły. Ciekawe, pomyślałam, czy gdybym była facetem uderzyłby mnie?
- Co ty tu robisz w ogóle?! Czemu za mną łazisz?! - sapnął ze złością.
- Nie łażę za tobą, tylko Vivi - odparłam z równą złością.- Gdzieś tu jest.. A muszę ją znaleźć, bo niedługo wyjeżdżamy i..
- Wyjeżdżacie? - przerwał mi Marcin. Czy on to powiedział... z ulgą?
Pokiwałam głową.
- Gdzie? - dopytywał się.
Zmrużyłam oczy.
- Nie twój interes - odparłam, tak jak przedtem on mi.
Chłopak zacisnął usta, strzepnął moje dłonie z kierownicy, sam za nia chwycił i bez słowa odjechał.
Zostałam sama. W środku lasu. Zapadał zmierzch. I pojęcia nie miałam jak stąd wyjść. Chciałam zawołać Marcina, ale on już był daleko, nie słyszałby mnie. A nawet gdyby słyszał - wątpię czy wróciłby się. Westchnęłam i nieomal rozpłakałam się. Cofnęłam się o krok do tyłu, patrząc za Marcinem, gdy w coś uderzyłam. Podskoczyłam zdenerwowana, przewracając się o pień. Odsapnęłam ze szczęściem, uśmiechając się blado do osoby stojącej przede mną.
- Vivi... Szukałam cię - szepnęłam, wstając.
Dziewczyna pokiwała głową.
- Wiem.
___________________________
* Marcin - żeby nie było niejasności: Cass zaczęła tak nazywać Marka, by szybciej o nim zapomnieć. I tez dlatego, ze samo imię " Mark" sprawiało jej ból.
Od Boddie: Rozdział mi się podoba :D Mam nadzieję, że Wam też ; P Wyszedł mi trochę długi, może nawet za długi, ale tu winę należy składać do weny... :)