piątek, 27 kwietnia 2012

[10] - Mężczyznę i kobietę. Przytulonych do siebie. Marka i Joe.

Vivi....

 Kilka minut po tym, jak odbyłam "dyskusje" z Markiem powiedziałam Travisowi, że muszę jechać do domu. Tak naprawdę Vicky wysłała mnie tu, bym poczekała na Marka i wyspowiadała go ze wszystkiego. Ja jako jedyna, hm, jak to powiedziała? A tak. "Nie wzbudzałabym podejrzeń", ponieważ zawsze mogłam oznajmić, że siedzę tam tylko i wyłącznie dla Travisa. Co wydawał się zupełnie zrozumiane - jak się kogoś kocha, chce się z nim być. Zawsze i wszędzie. Nawet jeśli to północ i pół godziny przedtem brat sympatii znalazł mnie z siostrami - w tym jedyna popłakania - w krzakach.   Wcześniej panikowałam, ale teraz chciało mi się śmiać. Pewnie uznał nas za psychopatki. Nie zdziwiłabym mu się. 
  - Musze lecieć. - powiedziała do Travisa. Jeszcze przed chwilą udawałam, że Vicky do mnie dzwoni - żeby było, że to ona każe mi przyjeżdżać. - Vic wzywa.
  - Już? - odparł niechętnie Travis, przytulając mnie do siebie. -  Nie możesz zostać jeszcze chwilkę? 
 Oho... 
  - Nie, Travis. - odpowiedziałam, odpychając go lekko od siebie i wstając z łóżka - prowizorycznej kanapy. - Nie, nie mogę. Musze jechać natychmiast. Przykro mi. 
  Pocałowałam go w policzek i biorąc swoją torbę  wyszłam prędko z pokoju chłopaka. Zbiegłam ze schodów i wyszłam tylnym drzwiami. Przechodząc obok garażu, pomyślałam, że chłopcy na pewno nie pogniewaliby się gdybym pożyczyła motor. Nie chcieliby bym sama wędrowała nocą po opustoszonych alejkach.W duchu podziękowałam Ianowi za tę informację, a po chwili wściekłam się na Travisa. Ian podał mi w 10 min. więcej informacji o ich rodzinie, niż Travis w rok!
  Zabrałam jeden z motorów i natychmiast wyjechałam. 
  W domu byłam po 45 min. Zostawiłam motor w miejscu w którym się zatrzymałam i weszłam do domu. Cichutko otowrzyłam drzwi i jeszcze ciszej zamknęłam. Ale gdy się odwróciłam tylko jakimś cudem nie krzyknęłam. Za mną stała Vicky - była w czarnej piżamie, ale nie wyglądała jakbym ją obudziła. Czekała na mnie, przemknęło mi przez myśl.
  - I jak? - spytała mnie siostra. 
  - A może tak Dobry Dzie.... Dobry Wieczór na początek? - odpowiedziałam pytaniem, ze złością ciskając w kąt swoją torbę. 
   Vic spojrzała na mnie zaskoczona. 
  - Co się stało? 
   Bez słowa weszłam do kuchni, wyjęłam z szafki pepsi i upiłam łyk. 
  - Mark nie ma dziewczyny. - powiedziałam w końcu. 
  Vicky wytrzeszczyła na mnie oczy. 
  - Jak to nie ma?! - wrzasnęła, zaraz jednak ucichła, nie chcąc zbudzić Cassie.
  Wzruszyłam ramionami i dopiłam do końca pepsi. 
  - Powiedział, ze nie ma. I tak, wierze mu. - dodałam, widząc wzrok siostry. - Mówił to z takim przekonaniem.... Ty też byś mu uwierzyła. 
  Victoria zmrużyła oczy, zaraz jednak westchnęła i oparła się o ladę. Przez parę minut siedziałyśmy w ciszy, tępo wgapiając się  w przestrzeń.  po chwili jednak Vic powiedziała; 
  - Ale Cass nie musi o tym wiedzieć. 
  Spojrzałam na nią zdziwiona, ta jednak uśmiechnęła się tylko blado.
   Ok. 8 godzin później, oczami Cassie: 
  Chodziłyśmy z Vicky i Vivi po galerii. Vivi jakby rozmarzona, mimo to nie przegapiała wyprzedaży w sklepach... motoryzacyjnych. Vicky ciągnęła mnie po butikach, trajkocząc w najlepsze i każąc mi przymierzać co lepsze sukienki czy buty. Zobowiązała się za wszystko zapłacić.
  Miałam podły nastrój. Doceniałam starania Vicky by polepszyć mi humor, ale nie widziałam w nich sensu. Nic nie mogło poprawić mi teraz nastroju. Nic. 
  Wyszłam z przymierzalni i okręciłam się wokoło. Na sobie miałam fioletowa- czarno - niebieską sukienkę -bombkę i czarne szpilki. Vicky zaklaskała na mój widok, a Vivi... A Vivi uśmiechała się od ucha do ucha oglądając kupiony przed chwilą kask.
  - Wyglądasz przepięknie! - za ćwierkotała Vic. Ja tylko pokiwałam głową, unikając jej spojrzenia. Pech chciał, że mój wzrok trafił na niedużą kawiarenkę w której sprzedawane były lody. Nagle coś zauważyłam i zaciekawiona podeszłam bliżej. Rozpłaszczyłam twarz na szybie i poczułam, że nogi robią mi się jak z waty. Nie słyszałam trajkotu Vicky ani jej próśb bym odeszła od okna, gdy spostrzegła to samo  co ja. 
   Ciemno blond loki. 
   Mężczyznę i kobietę. 
   Przytulonych do siebie. 
   Marka i Joe. 
_____________________________
Od Boddie: Myślę, że rozdział wyszedł dobrze. Robi się troszeczkę zamieszania ; P.Ale czekam na Wasze opinie :)
Info od Akwamaryn:  Chciałam poinformować, że rozdziały będą pojawiać się codziennie, a przynajmniej wtedy gdy będę miała dostęp do internetu. Po prostu mamy cały blog napisany i trzeba to w końcu skończyć.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

[9]-Wiesz... Modelka przeważnie nie ma rozmazanego tuszu ot tak dla wygody

Mark...
Wjechałem na podjazd i zgasiłem silnik samochodu. Wziąłem głęboki wdech i odskoczyłem słysząc pukanie w szybę od strony kierowcy-czyli mojej. Ian szeroko się uśmiechał i otworzył szybko drzwi.
-Gdzie ty się podziewałeś? Wiesz jaka tu była akcja?-mówił podniecony chłopak jakby mu się udało poderwać Vicky, co graniczyło z cudem.
-Gdybyś był w domu gdy trzeba było wiedział byś. Joe miała problemy i ktoś musiał jej pomóc. Co tu się działo?-spytałem wychodząc z auta i spoglądając w stronę domu. Tylko jedno światło w pokoju Travisa świeciło jasnym światłem.
-Wisz kogo znalazłem w krzakach u nas przed domem?-powiedział rozbawiony Ian i wszedł do domu, a ja za nim.
-Niech zgadnę... Vivi, Cass i Vicky?-powiedziałem z uśmiechem na twarzy, a ten zbladł.-Nie pytaj...-dokończyłem i opadłem na kanapę.
Dwie godziny wcześniej oczyma Iana:
-No, no, no... Biwakujemy?-spytałem rozbawiony, ale też trochę zły. Ciekawe ile czasu już nas tak podglądały. Zdziwiły by się zapewne gdyby wparowali do nas jacyś obcy ludzie z bronią w ręce. Dopiero po chwili spostrzegłem jak Cass próbuje się pozbierać i zatuszować łzy.
-Coś ci nie pasuje? Te krzaki nie należą do waszej posesji więc spadaj.-powiedziała złośliwie Vicky, a Vivi spiorunowała ją wzrokiem.
-Nie tak ostro księżniczko. Ta willa za wami też jest nasza. To nasz ,,garaż''-powiedziałem i ugryzłem się w język. Kto przy zdrowych zmysłach pomyślał by, że to garaż? Dziewczyny jednak nie zwróciły na to większej uwagi, bo tylko podniosły się i ruszyły w swoja stronę. Złapałem szybko Cass za rękę, a Vicky znowu obdarzyła mnie tym swoim najwspanialszym spojrzeniem w stylu ,,Mam cię dość więc spadaj na drzewo''. Uśmiechnąłem się do niej tylko jak jakiś wariat i odciągnąłem Cass na bok.-Cass co jest grane? Czemu płakałaś?-spytałem, bo miałem swoje podejrzenia. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się delikatnie i zamrugała kilka razy powiekami chcąc powstrzymać kolejne łzy.
-Nie płakałam. Co to za niedorzeczna podejrzenia?-spytała łamiącym się głosem.Uniosłem jedną brew i wypuściłem jej nadgarstek z uścisku.
-Wiesz... Modelka przeważnie nie ma rozmazanego tuszu ot tak dla wygody.-powiedziałem, ale bez grama uśmiechu.  Dziewczyna panicznie zaczęła poprawiać oczy a ja ją przytuliłem.-Będzie dobrze. Zawsze jest.-powiedziałam i rozbawiony wszedłem do domu. To zapewne była sprawka Marka, jak zwykle chodź nie wiem czemu miałem takie podejrzenia.
Teraźniejszość oczyma Marka:
Wyjąłem z lodówki karton z mlekiem i upiłem łyk. Mina Iana jakby nagle zmieniła wyraz z wesołego na oskarżycielski i wściekły. Wyciągnąłem do niego dłoń z kartonem, ale ten wzniósł tylko oczy ku niebu.
-Co ty zrobiłeś Cass, co?-powiedział zdenerwowany, a ja spojrzałem na niego jak na wariata.
-Ale, że co?-spytałem zaskoczony i zamknąłem lodówkę. Włączyłem telewizor na kanale sportowym  i wlepiłem wzrok w duży ekran na ścianie.
-Kiedy je znalazłem w krzakach, beczała. Podejrzewam, że z twojego powodu, bo jak inaczej.-powiedział, a ja już miałem przed oczyma twarz Cass. Jej smutne oczy i łzy z pływające po jej różowych policzkach.
-Nic jej nie zrobiłem.-powiedziałem wertując kanały. Jednak o drugiej w nocy nie leciało nic sensownego. Nagle usłyszałem jak ktoś schodzi po schodach i zobaczyłem Vivi. Co ona robiła tu o tej godzinie? Wytrzeszczyłem oczy zdziwiony i spojrzałem wściekły na Iana.
-Tak nic jej nie zrobiłeś... Płakała tak sama z siebie.-powiedziała wściekła dziewczyna i usiadła na blacie kuchennym. Czułem się jakbym był przesłuchiwany w sprawie morderstwa, a przecież nic nie zrobiłem.
-Nie wiem czemu płakała, ale ja jej nic nie zrobiłem!-powiedziałem nieco za głośno i potarłem skronie. Byłem na nogach od piątej rano i byłem wykończony. Chciałem już się położyć, ale oni nie dawali mi spokoju.
-Czemu od razu jej nie powiedziałeś, że masz dziewczynę?-powiedziała Vivi, a ja z Ianem spojrzeliśmy na nią zaskoczeni. Nie miałem pojęcia kto im nagadał takich bzdur, ale nie miałem siły wypytywać.
-Są dwie sprawy. Pierwsza: Nie jesteśmy razem z Cass i mam prawo robić co chcę- powiedziałem, a gdy dziewczyna chciała mi się wtrącić dokończyłem- I druga: Ja nie mam dziewczyny.-powiedziałem podnosząc się.- To wy sobie pogadajcie, a ja się prześpię. Mam na dziś za dużo wrażeń.-powiedziałem, a przechodząc koło Vivi widziałem jak nie dowierza mi.-Nie kłamię.-powiedziałem i wszedłem po schodach do swojego pokoju.
   ***
Całą noc śniła mi się Cass i co chwilę się budziłem. Widziałem jak płacze i cierpi, ale przecież to nie była moja wina. Ktoś ją oszukał, a ja nie mogłem nic na to zarazić. Vivi zniknęła w środku nocy jakby nagle śpieszyło się jej do domu, a Travis siedział przygnębiony jakby liczył na upojną noc w towarzystwie ukochanej. Zaśmiałem się pod nosem siadając koło niego na kanapie. Wpatrywał się pustym wzrokiem w ekran telewizora. Iana zaś widziałem tylko rano jak gdzieś wychodził. Powiedział tylko, że musi załatwić coś na mieście i znikł.
-Znowu się nie wyspałem...-powiedziałem cicho, właściwie sam do siebie.
-Ja też...-odpowiedział cicho mój brat i upił łyk piwa z puszki.Przejechałem dłonią po zaspanej twarzy i wszedłem po schodach do pokoju. Szybko się przebrałem i wskoczyłem na motor. Miałem kilka spraw do załatwienia na mieście i chciałem spotkać się z Joe. Wczoraj nawet nie zadzwoniła i trochę się martwiłem. Może i byłem nadopiekuńczy, ale była dla mnie jak siostra, a Mars miał nie po kolei w głowie i mógł jej zrobić krzywdę.  Z piskiem opon odpaliłem i ruszyłem w kierunku miasta.
____________
Od Akwamaryn: Rozdział średni, ale ostatnio zasuwamy z Boddie i boję się, że niedługo skończymy pisać opowiadanie;D To jest jakaś masakra jak my szybko piszemy kolejne rozdziały;)

niedziela, 8 kwietnia 2012

[8] - Chwila szczerości. Cassie... Kochasz Marka?

Cassie...

  Światło latarń ciągnących się wzdłuż ulicy dawało słaby blask, jednak an tyle duży bym mogła dostrzec jakiś ruch w krzakach niedaleko. Bezdomny? - spytałam sama siebie zaciekawiona, lecz zaraz skarciłam się za to uznając swoje myśli za zbyt obraźliwe w stosunku do tych ludzi. Nie każdy człowiek śpiący w krzakach to bezdomny. Równie dobrze może to być pijak, pomyślałam. 
  Pamiętałam jak Vivi i Vicky opowiadały mi jak spotkały w nocy, wracając z imprezy jakiegoś pijaka. Nazywał ich "Maggie" i "Bob" i był święcie przekonany, że Vicky to jego matka, a Vivi syn. Mówiły, ze szedł za nimi aż do domu przeklinając i wyzywając ich soczyście. Nagle zupełnie odechciało mi się iść tą drogą. Zmusiłam się jednak, by zrobić krok w stronę krzaków, myśląc o Vicky i o tym co może jej grozić. 
  Zdusiłam w sobie krzyk i chęć zemdlenia, gdy osoba odwróciła się w moja stronę. Złapałam się latarni, a drugą dłoń położyłam w miejscu, gdzie znajduje się serce. 
  Vicky wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem, zszokowaniem i... współczuciem?
  - O Boże, Vic, co ty tu robisz?! - " Vic" nazywałyśmy ją od małego, kiedy jeszcze żadna z nas nie potrafiła dobrze wymówić "Vicky". 
  - J-ja? - spytała głupio, lecz zaraz westchnęła. - Chodź tu prędko. Jest z tobą Vivi? 
  Podeszłam do siostry, posłusznie siadając obok niej. Kiwnęłam głową.
  - Tak. Szuka cię w innej alejce - odparłam. - Ale zaraz do niej wyśle sms...
  Kilka minut po tym jak napisałam jej wiadomość, Vivi siedziała koło nas zdyszana, ale zadowolona.
  - Nie wiedziałam, że dołączyłaś do harcerstwa! - zaśmiała się, gdy powiedziałam jej gdzie znalazłam Vicky.
  Vic spiorunowała ją spojrzeniem.
  - Nie dołączyłam do harcerstwa! Tylko... - Zagryzła wargę niepewna jak zareagujemy na wiadomość , którą ma nam przekazać. Po chwili jednak wzięła głęboki oddech i wyznała. - Śledziłam Marka.
  Vivi zaczęła śmiać się tak bardzo, że upadła na ziemię tarzając się po niej jak głupia. Ja tylko wgapiałam się z otwartą buzią i oczami jak talerze w Vicky.
  - A tak na poważnie? - spytała Vivi, gdy udało jej się uspokoić.
  Obie zgromiłyśmy ją spojrzeniem,a  z z twarzy Vivannie znikł uśmiech.
  - Ty naprawdę go śledziłaś! - powiedziała z niedowierzaniem i znów zaczęła się śmiać. Jeszcze bardziej i jeszcze głośniej niż przedtem.  Rzuciłyśmy się z Vic na nią, zasłaniając dłońmi jej usta w obawie, że ktoś może nas usłyszeć.
  - Jak mogłaś to zrobić?! - szepnęłam wściekła. - Nie przesadzasz, aby troszkę?! Rozmawiałam z Markiem, tak przyznaję, co nie oznacza, że od razu musi być zboczeńcem! Jak mogłaś mi to zrobić Vicky?!
  - O matko Vicky, jesteś moją idolką... - Vivi zdusiła w sobie śmiech. W tym samym momencie przejechało koło nas czarne BMV, na którego dźwięk wszystkie podskoczyłyśmy.
  Vicky westchnęła ciężko, przenosząc się z pozycji siedzącej na leżącą i zabierając z włosów gałązkę.
  - Chwila szczerości. Cassie... Kochasz Marka? - spytała.
  Wpatrywałam się w nią z jeszcze bardziej otwartą buzią. Nawet Vivi umilkła.
  - Co? - wybąkałam w końcu. - Co to za pytanie?!
  - Odpowiedz. - nalegała Victoria.
  Zacisnęłam zęby, wbijając wzrok w ziemię. Poczęłam bawić się jakimś liściem, jednak gdy minuty szły w nieskończoność, a ja dalej nie odpowiedziałam, siostra złapała mnie za rękę, wyrywając z niej liścia.
  - Uch... - westchnęłam. - Kocham. Kocham Marka. I co z tego?!
  Vic westchnęła ciężko, zaczynając bawić się swoimi palcami. Wyraźnie coś ją trapiło i bała się mi tego powiedzieć. Bała się mojej reakcji.
  - No dalej, Vic... Mi możesz powiedzieć wszystko... - powiedziałam delikatnie, patrząc jej w oczy.
  Dziewczyna wzięła głęboki oddech, prostując się.
  - Widziałam Marka, jak przytulał się z jakąś dziewczyną. - zawahała  się, lecz po chwili dodała; - Przytulał  Joe.
  Zaniemówiłam. Przez chwilę w mojej głowie  panował chaos i tylko jedno z tego rozumiałam : Mark ma dziewczynę. Joe to jego dziewczyna.
  Po chwili poczułam jak ktoś obejmuje mnie, przytulając mocno. Dopiero wtedy dotarło do mnie, ze płakałam. Vivi tuliła mnie do siebie, a Vicky bawiła patykiem ze smutnym wyrazem twarzy.
  - Dziwne. Travis nigdy nie mówił mi, że Mark ma dziewczynę.- Vivi na chwilę przerwała, zastanawiając się nad czymś. - Travis w ogóle nic nie mówi mi o swojej rodzinie. Zawsze gdy podejmuj temat, zmienia go na inny...
  Wzięłam kilka głęboki wdechów próbując się uspokoić, gdy nagle oślepiło mnie jaskrawe światło. Po chwili usłyszałam głos Iana:
  - No,no,no... Biwakujemy?
_________________________
 Od Boddie: Myślę, że rozdział jest dość dobry. Mi przynajmniej się podoba ; P A Wam?